Klasa 6.
czwartek, 18 czerwca 2020 roku
W. Markowska
W. Markowska
Syzyf.
Tycjan, Syzyf, 1548–1549, olej na płótnie, Muzeum Prado, Madryt (Hiszpania)
|
I. Przeczytaj mit
o Syzyfie. Zwróć uwagę na to, dlaczego Syzyf wyjawił boską tajemnicę – załącznik.
II. Na
podstawie mitu przygotuj się do ustnej prezentacji postaci Syzyfa.
·
nazwij cechy charakteru Syzyfa;
·
powiedz,
w jaki sposób sprawował władzę;
·
wymień, jakie
cechy charakteru króla przyczyniły się do jego zguby;
·
wyjaśnij, za co
Syzyf został ukarany śmiercią, a za co skazany na bezustanną pracę.
Załącznik
Syzyf
Syzyf był władcą pięknego Koryntu. Był to gród
potężny i bogaty; w porcie uwijały się statki ze wszystkich,
najdalszych nawet krain [...]. Wspaniałe ogrody, tarasy, przestrzenne barwne
świątynie bogów zdobiły miasto Syzyfa. Żoną jego była Merope.
Bogowie lubili bardzo króla Koryntu i nie skąpili
mu swych łask. Zapraszali go nawet od czasu do czasu na Olimp, do swojej
podniebnej siedziby. Żył król Syzyf długie lata szczęśliwie w zdrowiu
i radości, zawsze rześki i młody mimo podeszłego wieku, gdyż ambrozja
i nektar – pokarm boski, który nieraz spożywał na ucztach
z niebianami – przydawały mu sił i chroniły od znużenia starości.
I byłby tak żył pod promieniami łaskawości Olimpijczyków jeszcze długo,
gdyby nie jego zbytnia gadatliwość i pyszałkowatość.
Lubił się on nadmiernie chwalić swoją przyjaźnią
i zażyłością z bogami i często przy ucztach opowiadał
przyjaciołom cuda o rozmowach i zamierzeniach Olimpijczyków,
plotkował o ich miłostkach i słabostkach. Czasami nawet, by się
popisać przed swoimi przyjaciółmi, pozwalał sobie na większe zuchwalstwa.
Oto, będąc na uczcie na Olimpie, kradł cichaczem
trochę nektaru i ambrozji i później częstował nimi swych . Bogowie,
choć widzieli jego sztuczki, jednak mieli do niego słabość i patrzyli na
to przez palce. Wybaczali mu nawet jego plotkarstwo.
Ale pewnego razu po jakiejś uroczystości na Olimpie
wyprawił Syzyf u siebie w pałacu wspaniałą ucztę i tam przy
winie wypaplał jakąś ważną tajemnicę boską, o której się dowiedział na
Zeusowym dworze.
Teraz już się przebrała miara pobłażania ze strony
niebian. Syzyf stracił ich łaskę i za swoją winę musiał odpokutować
śmiercią. Ale nie chciał poddać się losowi, on, co za życia próbował już
rozkoszy niebiańskich. Umierając tedy, chytry król nakazał swej małżonce, by
nie wyprawiała mu pogrzebu. Ciało jego, nieprzybrane kwiatami i niepogrzebane,
bez świętego obola w ustach
leżeć miało pod murem korynckiego pałacu. Całe miasto potępiło złą królową,
która nie spieszy się z wypełnieniem swego świętego obowiązku względem
zmarłego małżonka.
Tymczasem Syzyf jękami i płaczem napełnił całe
podziemne królestwo. Błąkał się jak cień w pobliżu Charonowej łodzi
i żalił się na złą żonę, a łzy jak groch płynęły mu po twarzy. Gdy
Charon zapytał go o przyczynę rozpaczy, wtedy Syzyf głosem przerywanym od
łkań opowiedział swoją żałosną historię, jak to bezbożna małżonka zapomina
o swej powinności i nie chce sprawić mu pogrzebu, jak ciało jego
poniewiera się gdzieś pod płotem, jak bardzo jest biedny i poniżony, że
nie ma nawet obola na opłacenie przewozu przez Styks.
Jęki i narzekania Syzyfa doszły w końcu do
uszu Hadesa i Persefony. Znali go oni dobrze ze wspólnych biesiad na Olimpie
i teraz żal im się zrobiło dawnego ulubieńca. Wezwali go tedy do siebie
i dowiedziawszy się o jego nieszczęściu, pozwolili mu wrócić na
ziemię pod opieką Tanatosa, boga śmierci, aby mógł nakłonić złą żonę do
sprawienia mu należnego pogrzebu.
Przebiegły Syzyf z wybuchem wdzięczności rzucił
się do stóp władcom Tartaru i natychmiast wyruszył w drogę na ziemię.
Na ziemię, na ziemię, do słońca i wina, do życia
i wesela!
Gdy tylko przybył do pałacu w Koryncie,
natychmiast kazał związać mocno bożka śmierci i wtrącić go do ciasnego,
wilgotnego lochu w podziemiach zamkowych.
Siedział tak biedny Tanatos długie lata
w zamknięciu, a Syzyf tymczasem żył sobie i żył. A wraz
z nim i inni ludzie na ziemi nie zaznali w tym czasie ni chorób,
ni śmierci. Ród ludzki rozplenił się wtedy jak nigdy przedtem i potem,
a śmiech, zdrowie i szczęście panowały na całym świecie.
Aż kiedyś przypomniał sobie Hades o Syzyfie.
Przywołuje Charona i pyta, czy przewoził już króla Koryntu na drugą stronę
Styksu. A gdy starzec przecząco potrząsnął głową, każe władca zawołać
Tanatosa. Przeszukano cały Hades, lecz nigdzie nie znaleziono ani czarnego
bożka, ani Syzyfa. Wtedy posłał Hades Hermesa na ziemię, by odszukał
zaginionych. Wiatronogi bóg
nietrudne miał zadanie. Zastał Syzyfa przy uczcie na tarasie korynckiego
pałacu. Pod boskim wzrokiem Hermesa zmieszał się chytry starzec i przyznał
do winy.
Hermes uwolnił z więzów i wieloletniej
niewoli Tanatosa. Rozpostarł syn Nocy swe czarne skrzydła zwinięte od tak dawna
i milcząc, pofrunął na królewski dwór. Pierwszy uczuł chłodne muśnięcie
sam Syzyf, potem zaś wszyscy jego dworzanie i towarzysze. A potem
Korynt i Peloponez,
i Grecję całą zmroziło tchnienie śmierci.
A Syzyf? Co się z nim stało po śmierci?
Ciężko go ukarali bogowie.
W podziemiach Hadesu zgięty wpół toczy przed sobą
wielki odłam skały. Musi go wtoczyć na wysoką górę. Pręży się grzbiet
nieszczęśnika, nabrzmiałe węzły żył występują na jego ramionach, krew uderza do
głowy i brak mu już tchu w zdyszanych płucach. Ale już niedaleko
szczyt. Tam odpocznie. Lecz nagle tuż przed wierzchołkiem góry głaz wymyka mu
się z rąk i spada w dół.
Tak wciąż musi biedny Syzyf zaczynać od początku swą
pracę daremną i znoić się w próżnym
wysiłku. A trwać to ma bez końca, przez wieczność całą.
Wanda
Markowska, Syzyf, [w:] tejże, Mity Greków i Rzymian, Warszawa 1994, s.
263–265.
obecny
OdpowiedzUsuńObecny
OdpowiedzUsuń