Klasa 4.
czwartek, 2
kwietnia 2020 roku
Na kolacji u Państwa Bobrów.
I. Przeczytaj uważnie fragment powieści Clive’a
Staplesa Lewisa pt. „Lew, Czarownica i stara szafa”
– załącznik lub wysłuchaj nagrania.
1. Kim są goście, a kim gospodarze domu?
2.
Wyjaśnij,
dlaczego przybysze mogą czuć się bezpiecznie w domku Państwa Bobrów.
3. Jak gospodarze przyjęli gości? O czym to
świadczy?
4.
Uporządkuj podane tytuły części
opowiadania zgodnie z kolejnością
wydarzeń.
·
A teraz napisz we właściwej kolejności ( zeszyt).
1. Jeśli
chcesz poznać smak, zapach i wygląd potraw zaserwowanych na kolacji przez panią
Bobrową, wykonaj:
Załącznik
W domu Bobrów
Pośrodku
tamy, częściowo w nią wbudowany, wyrastał śmieszny domek przypominający
wielki ul. Z dziury w jego szczycie ulatywał wesoły dymek i już
sam ten widok (zwłaszcza gdy się było głodnym) przywodził na myśl gotowanie,
pieczenie i smażenie, co sprawiało, że czuło się jeszcze większy głód niż
przedtem. [...]
–
A więc jesteśmy na miejscu – oznajmił pan Bóbr – i wygląda na to, że
pani Bobrowa nas oczekuje. Pokażę wam drogę. Uważajcie tylko, aby się nie
pośliznąć.
Tama okazała się wystarczająco szeroka, aby po niej iść, chociaż (dla ludzi)
nie było to zbyt przyjemne ze względu na lód, który ją pokrywał. [...]
– A więc jesteśmy, żono – powiedział pan Bóbr. – Znalazłem ich. Oto
są Synowie i Córki Adama i Ewy.
Pierwszą rzeczą, która zwróciła uwagę Łucji, kiedy weszli do środka, był
dziwnie znajomy turkot. Potem zobaczyła puszystą postać siedzącą w kącie
przy maszynie do szycia. Była to pani Bobrowa. Na ich widok zatrzymała maszynę,
wstała, wyjęła długą nitkę, która zwisała jej z pyska, i spojrzała na
nich przyjaźnie.
– A więc wreszcie przybywacie! – powiedziała, wyciągając do nich swoje
pomarszczone, stare łapy. – Nareszcie! Pomyśleć tylko, że dożyłam tego dnia!
Kartofle już się gotują, czajnik podśpiewuje i mam nadzieję, panie Bobrze,
że przyniesiesz nam jakąś rybkę.
– Przyniosę, a jakże – odpowiedział pan Bóbr i chwyciwszy cebrzyk, wyszedł z domu (a Piotr z nim).
[…] W tym
samym czasie dziewczynki pomagały pani Bobrowej napełnić kociołek wodą, nakryć
do stołu, pokroić chleb, włożyć talerze do piekarnika, aby się ogrzały,
z beczułki stojącej w kącie nalać dla pana Bobra piwa do sporego
dzbanka, postawić na ogniu patelnię i rozgrzać tłuszcz. Łucja pomyślała
sobie, że dom państwa Bobrów jest bardzo przytulny.
[...] Nie było w nim książek ani obrazów,
a zamiast łóżek wbudowano w ściany prycze, jak na okręcie.
Z sufitu zwieszały się szynki i wieńce cebuli, a na ścianach
wisiały gumowe buty, płaszcze nieprzemakalne, siekiery, nożyce, szpadle, rydle, rozmaite narzędzia murarskie, wędki,
sieci rybackie i więcierze. A obrus na stole, choć
bardzo czysty, był szorstki w dotyku. Właśnie kiedy tłuszcz na patelni zaczynał już skwierczeć, Piotr i pan Bóbr
powrócili z rybami, które gospodarz uprzednio wypatroszył i oczyścił
nożem na świeżym powietrzu. Możecie sobie wyobrazić, jak cudownie pachniała
smażąca się świeżo złowiona ryba i jak bardzo dzieciom uciekały do niej
języki, i jak głód ich wzrastał i wzrastał z każdą chwilą, aż
wreszcie pani Bobrowa oznajmiła: „No, to jesteśmy już prawie gotowi”. Zuzanna
odcedziła kartofle i postawiła je jeszcze na kuchni, aby odparowały,
a Łucja pomogła pani Bobrowej wyłożyć pstrągi na półmisek. Wreszcie każdy
mógł przysunąć sobie jeden ze stołków ...] i przygotować się na bliskie już
rozkosze podniebienia. Na stole stał dzban kremowego mleka dla dzieci (pan Bóbr
wolał zostać przy piwie) i wielka bryła złocistego masła, z której
każdy mógł sobie brać do kartofli tyle, ile miał ochotę. Każde z dzieci
pomyślało sobie – a ja zgadzam się z nimi – że nie ma nic lepszego
nad dobrą rybę ze słodkiej wody, jeżeli je się ją w pół godziny po
złowieniu i w pół minuty po zdjęciu z patelni. A kiedy
skończyli jeść rybę, pani Bobrowa wyciągnęła niespodziewanie z piekarnika
wielką, jeszcze gorącą i polukrowaną na wierzchu struclę z marmoladą
i postawiła imbryk na ogniu, tak że kiedy
skończyli struclę, herbata już była gotowa. I kiedy każdy dostał filiżankę
herbaty, każdy podsunął swój stołek do ściany, aby się
o nią wygodnie oprzeć, i każdy wydał z siebie długie
westchnienie pełnego szczęścia.
– A teraz – powiedział pan Bóbr, odstawiając pusty już kufel i przysuwając sobie filiżankę herbaty – jeżeli będziecie tak mili i poczekacie, aż napełnię sobie fajkę, możemy zająć się naszymi sprawami. Widzę, że śnieg znowu pada – dodał, spoglądając w okno. – To najlepsze, co mogło się zdarzyć, bo to znaczy, że nie będziemy mieli nieproszonych gości, a jeśli ktoś próbował was tropić, nie znajdzie żadnych śladów.
– A teraz – powiedział pan Bóbr, odstawiając pusty już kufel i przysuwając sobie filiżankę herbaty – jeżeli będziecie tak mili i poczekacie, aż napełnię sobie fajkę, możemy zająć się naszymi sprawami. Widzę, że śnieg znowu pada – dodał, spoglądając w okno. – To najlepsze, co mogło się zdarzyć, bo to znaczy, że nie będziemy mieli nieproszonych gości, a jeśli ktoś próbował was tropić, nie znajdzie żadnych śladów.
Clive Staples Lewis, W domu
Bobrów, [w:] tegoż, Lew, czarownica i stara szafa, tłum. Magdalena
Sobolewska, Warszawa 1999, s. 35–37.
Jakub.R Zrobione
OdpowiedzUsuńZadanie zrobione
OdpowiedzUsuń